Nazywam się Justyna i mam 22 lata. Nigdy nie wiedziałam czym jest prawdziwe szczęście dopóki nie spotkałam Jednej Osoby, która zmieniła moje życie, a raczej ta Osoba spotkała mnie. Wychowałam się w chrześcijańskiej rodzinie i wspólnie z rodziną zawsze czytaliśmy Biblię i modliliśmy się. Zawsze czułam, że mimo zgłębiania prawd Bożych i zastanawiania się nad sensem życia czegoś mi brakuje. Brakowało mi osobistej relacji z żywym Bogiem. Zawsze chciałam poznać Go osobiście, porozmawiać z Nim jak z przyjacielem, odczuć Go.
W 2008 roku jako 13 letnia dziewczyna razem z rodziną wybrałam się na chrześcijańskie zgromadzenia do Czech. Bóg dotknął się mojego serca i zgodnie z tym co jest zapisane w Bożym Słowie w Księdze Dziejów Apostolskich 2;38 przyjęłam Biblijny chrzest w Imię Pana Jezusa Chrystusa.
Moje nawrócenie i początki w chodzeniu z Bogiem były tak wspaniałe, że nie odczuwałam żadnego smutku, nie widziałam wielkich problemów i czułam się naprawdę doskonale. Kilka miesięcy później Bóg zesłał na mnie próbę. Czasami myślimy, że życie chrześcijanina jest tylko usłane różami i po prostu odpoczywamy sobie, ale życie chrześcijanina to walka, to front. Codziennie musimy umierać samym sobie, umierać dla tego świata. Jest to wspaniałe, ponieważ, możemy żyć w Chrystusie! Życie z Nim jest wieczne, nigdy się nie kończy.
Kilka miesięcy po tym, kiedy oddałam swoje życie Panu Jezusowi mój stan zdrowia dość znacząco się pogorszył. Nie wiedziałam czemu potrafię wypić nawet 5 litrów wody dziennie i zasnąć nawet na stojąco. W ciągu miesiąca schudłam 11 kg. Wszędzie czułam się taka senna. …no i te skurcze w łydkach, często zabierające sen moim oczom.
To był jesienny wieczór, kiedy razem z tatą wybrałam się do wujka. Jakoś nasze rozmowy zeszły na temat zdrowia. Otworzyłam się i powiedziałam jak czuję się w ostatnich dniach. Wujek popatrzył na mnie i spytał czy może zmierzyć mi cukier. Przyniósł glukometr i pobrał małą kroplę krwi z mojego palca. Kiedy wynik ukazał się na glukometrze zobaczyłam dziwne zakłopotanie na twarzy mojego wujka. Okazało się , że stężenie glukozy w mojej krwi wynosiło 480 (norma do ok. 120).
Wujek powiedział, żebym rano poszła na badanie krwi. Okazało się, że mój cukier dalej jest wysoki. Dostałam skierowanie do szpitala i tam właśnie trafiłam. Pamiętam jak po wszystkich badaniach przyszła do mnie pani doktor i powiedziała mi, że jestem chora na cukrzycę I stopnia i będę musiała z nią żyć do końca życia.
Na początku nie wiedziałam za bardzo na czym polega ta choroba, ale już po niedługim czasie wiedziałam co mnie czeka. Czułam się inna, jakaś gorsza, kiedy dostawałam inne jedzenie, nie mogłam jeść słodyczy czy pić soków. Dlaczego? – ciągle zastanawiałam się co jest ze mną nie tak. Chodziłam na szkolenia, na których uczyłam się jak żyć z tą chorobą.
Pamiętam te długie dwa tygodnie w szpitalu. Po jakimś czasie pomału nauczyłam się dawać sobie zastrzyki z insuliną. Nie było to przyjemne. Każdy nauczyciel w szkole traktował mnie trochę inaczej, a przed zajęciami WF zawsze byłam szczególnie obserwowana. Nieraz przeżywałam hipoglikemię, czyli stan, kiedy poziom mojego cukru we krwi był bardzo niski. Bywały momenty, że nie potrafiłam napisać sprawdzianu. Byłam taka zmęczona, osłabiona, a czasem nawet podrażniona. Czułam, że moi rodzice bardzo się mną martwią, ale co mogliśmy zrobić?
Pewnego razu odwiedził nas jeden brat i spytał czy może się za mną pomodlić. Wierzę, że Pan Jezus Chrystus jest ciągle tym samym , jakim był 2000 lat temu i On ciągle uzdrawia ludzi. Zgodziłam się na modlitwę. Szczerze mówiąc nie odczułam nic nadzwyczajnego, ale wiem, że moja wiara podniosła się trochę wyżej. Pewnego wieczora słuchałam sobie Poselstwa i naraz podczas tego kazania, Prorok spytał: Ty siostro z cukrzycą czy wierzysz, że Bóg Ciebie uzdrowił? Podnieś swoją rękę na znak wyznania, że w to wierzysz. Być może dla kogoś byłoby to niezwykle śmieszne lub absurdalne, ale właśnie wtedy, kiedy siedziałam po ciemku w kuchni i słuchałam tego kazania, podniosłam swoją rękę, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Wierzę – całym sercem!
Bardzo często boimy się wziąć Boga za Jego Słowo i Obietnice, które się tam znajdują. Myślimy sobie, że może kiedyś to się stanie, ale Nasz Bóg jest Bogiem w działaniu i On jest potężny. On potrafi uczynić daleko więcej niż Go prosimy.
Zaczęłam stać na tym i wyznawać to w co wierzyłam. Powiedziałam mamie, że nie chcę już brać insuliny, ponieważ Pan Jezus Chrystus całkowicie mnie uzdrowił. Moja wiara była tak maleńka jak ziarnko gorczyczne lub może nawet mniejsza, ale Bóg umieścił ją w moim sercu.
Kiedy zjadłam obiad i zmierzyłam cukier, wynik ukazany na glukometrze nie był doskonały. Mogę powiedzieć, że był zły. Wiedziałam, że diabeł na pewno będzie chciał mnie zastraszyć i wmówić mi , że jestem chora, ale wiara, którą Bóg dał do mojego serca przetrwała te momenty. Przestałam wierzyć w to co mówi glukometr, ale uchwyciłam się tego co mówi Izajasz 53;5:
„Lecz on zraniony jest za występki nasze, starty za winy nasze. Ukarany został dla naszego zbawienia, a jego ranami jesteśmy uleczeni!“
Pan Jezus Chrystus wziął moją chorobę i jestem doskonale zdrowa. Wysoki cukier miałam przez kilka dni, ale po krótkim czasie zauważyłam, że zaczyna maleć. Osoby chore na cukrzycę powinny chodzić na kontrolę do lekarza. Z racji tego że nie byłam pełnoletnia musiałam pojawiać się na wizytę praktycznie każdego miesiąca. Nie mogłam nic zmyślać ani udawać, ponieważ wyniki od razu pokazałyby mój stan. Nie poddawałam się jednak i naprawdę uchwyciłam się tego, że Pan Jezus Chrystus jest moim osobistym lekarzem.
Po nie wielu dniach mój cukier była bardzo dobry. Jadłam normalnie, a kiedy mierzyłam sobie poziom cukru to wszystko było w idealnym porządku. Nie przyznałam się od razu , że nie biorę insuliny, dopiero powiedziałam o tym, kiedy pani doktor powiedziała, że moje wyniki są tak dobre, że nie muszę brać insuliny. To cud! Razem z mamą złożyłyśmy jej świadectwo. Oczywiście z medycznego punktu widzenia nikt od razu mi nie uwierzył, że nie mam już cukrzycy, więc zostałam wysłana na specjalne badania do szpitala. Lekarze chcieli stwierdzić jak określić stan przez który właśnie przechodzę.
Czas spędzony w szpitalu był bardzo owocny, ponieważ mogłam wiele świadczyć i mówić ludziom o tym, że Pan Jezus żyje i mnie uzdrowił. Przeszłam przez wiele badań. Wszystkie wyniki były wzorowe. Nerki, oczy, hemoglobina – wyniki były idealne. Pewnego dnia w szpitalu doktor wzięła mnie na stronę i powiedziała, że nie wie co się stało, miałam stwierdzoną cukrzycę typu 1, a teraz po prostu jej nie ma.
Osobiście wiem, że istnieje tzw. Remisja trzustki i wiele osób chorych na cukrzycę nie bierze insuliny przez pewien czas, ponieważ ich trzustka przechodzi regeneracje. Taki proces może trwać najdłużej do roku, ewentualnie dwóch lat.
Ja nie biorę insuliny już 9 lat i Pan Jezus Chrystus doskonale mnie uzdrowił! Nie muszę się ograniczać. Piję ulubione soki owocowe, jem wszystko na co mam ochotę. On jest tym samym wczoraj, dzisiaj i na wieki. Wierzę, że 2000 lat temu, jeśli była osoba, która miała taką samą dolegliwość jak ja, to ten Sam Bóg ją uleczył. On również uzdrowił mnie z choroby skóry. Największym cudem w moim życiu jest to, że On mnie zbawił i napełnił Swoim Duchem Świętym. Nie szukam już rzeczy tego świata, nie interesują mnie świeckie uciechy. Chcę Jezusa więcej, więcej z każdym dniem! Niech Jego Imię będzie uwielbione, bo tylko Jemu należy się Chwała!
Justyna